Posty

W radiu...

Obraz
To jak dotąd mój 4 występ w radiu..ciągle jestem spięty, głos mi drży albo jest usypiająco monotonny ale postęp lekki jest, no i radość spora. Na koncie mam już Broadcasting Certificate  i jestem w trakcie kursu na operatora konsoli radiowej...jeszcze tylko 5 tygodni, egzamin i będę pełnoprawnym DJ'em. A w międzyczasie udzielam wywiadów! Like a boss... Do wysłuchania pod tym linkiem: http://www.4eb.org.au/ondemand Wybieramy "Polish" z "Filter by show", potem "Select" i fru do 30 minuty. Audycja będzie dostępna tylko do przyszłej niedzieli.

National Archaeology Week, Toowong Cemetery.

Obraz
W końcu znalazłem czas i siłę, żeby pchnąć poszukiwania kariery archeologicznej we właściwym kierunku. A wszystko zaczęło się całkiem nieoczekiwanie...bo  od przypadkowej rozmowy z klientami w restauracji.  Kilka miesięcy pracy jako kelner w indyjskiej restauracji wymusiło na mnie opanowanie umiejętności prowadzenia rozmów na niezobowiązujące tematy.  Jednak oprócz błahych zagajek o pogodzie i cenie benzyny postanowiłem również bombardować ludzi jak największą ilością szczegółów na temat swoich planów rozwoju zawodowego i trudności jakie napotykam, lekko ubarwiając rozmowę delikatnymi pytaniami sondującymi przydatność moich rozmówców w realizacji wyżej wymienionych planów i przezwyciężaniu wspólnymi siłami napotykanych przeze mnie trudności. Niestety mojemu makiawelicznemu majstersztykowi brakuje często równie makiawelicznej finezji i często na grzecznościowe zwroty i pytania typu: G'day mate! How are you goin'? Odpowiadam entuzjastycznie: I'm an archaeologist! Topor

I ja tam byłem...

Obraz
Wesele to moja ulubiona uroczystość. Wszystko co najlepsze w życiu zebrane w jednym miejscu. Smaczne jedzenie, ciekawe rozmowy, dobry alkohol, pokraczny taniec a wszystko to skąpane w pozytywnej i sprzyjającej atmosferze. Tak się złożyło, że miałem ostatnio przyjemność doświadczyć pierwszego wesela w Australii i muszę przyznać, że było to wydarzenie dla mnie wyjątkowe i to z kilku względów, no ale zacznijmy od początku. Głównymi personami całego zdarzenia była oczywiście para młoda: piękny Dave (brat Chtistine) i piękna Kaling. Forrestalowie i ja DIY, czyli zrób to sam... Finansowe, ideowe czy kulturowe, jakiekolwiek by nie były powody - organizowanie wesela samemu jest świetnym pomysłem. Wymaga ono oczywiście niesamowitej dyscypliny i talentów planisty miasta średniej wielkości ale plusów takiego podejścia do sprawy jest mnóstwo. Po pierwsze pełna kontrola nad przebiegiem całej ceremonii, wystrojem, trunkami czy menu. Po drugie zaangażownie w przygotowaniach wszystkich g

Jak się nie ma, co się lubi...

Obraz
Przyznaję bez bicia, odkładałem napisanie kolejnega posta z nadzieją, że w końcu znajdę wymarzoną pracę i będę mógł się podzielić radosną nowiną i wrażeniami z pierwszego dnia wykopalisk. No ale, jak to zwykle w przyrodzie bywa, życie zweryfikowało plany i zamiast wymarzonej pracy mam po prostu zwykłą tyrkę. A w zasadzie dwie... Teraz kilka słów w ramach racjonalizowania własnej porażki. Okazuje się, że wyczucie czasu trochę nas zawiodło. Gospodarka Australii zaczęła zwalniać - mimo że ciągle silna, dostała zadyszki i zaczęła wykazywać znamiona  recesji . Do tego sektor, który najbardziej zwolnił to przemysł wydobywczy, czyli ludzie którzy w Australii zatrudniają najwięcej archeologów. Dobry film, ale nie tak dobry żeby zapewnić sobie pracę... Taka jest moja wymówka w skali makro. Na poziomie mikro-osobistym okazało się, że pracodawcy lubią ludzi z doświadczeniem w kontaktach ze społecznością aborygeńską, które w moim wypadku ogranicza się do obejrzenia jednego musicalu ("

Kup pan cegłę...

Obraz
Kiedy myślę o reklamie, to automatycznie łączę ją z  promowaniem marki. Coca-cola jest lepsza niż Pepsi, a Renault lepsze od Peugeot'a. Tak to się z reguły odbywa, że reklamodawca próbuje nas, za pomocą subtelnej bądź mniej subtelnej perswazji, przekonać że jego produkt jest lepszy od innego, acz bardzo podobnego towaru z tej samej kategorii. Australijczycy, mimo że znają i respektują tę zasadę, to lubują się w reklamach innego typu, dla nich brand jest kategorią zbyt wąską...w Australii idzie się na całość! Jedz banany! Pamiętacie reklamę bananów Chiquita "Every banana wants to be a Chiquita banana!", w Australii nie ma znaczenia jakie logo jest na bananie, ważne że jesz banany bo są zdrowe i dają dużo energii!! Najbardziej zaskoczył mnie sympatyczny spot reklamowy mięsa...nie, sopockiej z Morlin czy mielonego od Dudy, po prostu reklama czerwonego mięsa (z Sam'em Neill'em):                          jest też spot dla jagnięciny (trochę bardz

Brudne giry

Obraz
Pamiętam jak dziś, kolejne wakacje spędzone u babci, miałem może 7 lat.  Po długim, gorącym dniu babcia nalała do miski ciepłą wodę, usiadła przed telewizorem i zaczęła skrobać nogi jakimś kamieniem. "Co to?", spytałem, na co babcia: "Pumeks, najlepszy do higieny kończyn"...albo tak by powiedziała, gdyby  istniały wtedy reklamy telewizyjne.  Piszę o tym wspomnieniu z dzieciństwa z takiego oto powodu, iż historia jest zjawiskiem cyklicznym, co w moim przypadku znaczy, że jeśli pumeks pojawił się już raz w moim życiu, to na pewno stanie się to po raz drugi...podobny mechanizm zadziała zapewne też w przypadku dżinsowej katany, fryzury na czeskiego piłkarza i i butów Bruce'a Lee.  Innym powodem, dla którego piszę o pumeksie są moje nieustannie brudne giry.  obuwie podstawowe - flip flops Zaczęło się od tego, że mój pierwszy tydzień w Oz był - jak zresztą każdy kolejny - bardzo gorący. Jak każdy szanujący się Europejczyk na pierwszy spacer przywdziałem

Lifeline Bookfest,

Obraz
reklamowany  jako największy targ używanych książek na świecie (w tym roku podobno 2 mln egzemplarzy) jest organizowany przez fundację Uniting Care. Całkowity dochód z dziesięciodniowego wydarzenia przeznaczony jest w całości na statutowe cele fundacji.                                       Wybraliśmy się tam niedzielnym porankiem, i chociaż  Christine chciała upolować kilka ciekawych pozycji w bardzo atrakcyjnej cenie (2.5$), ja wyznaczyłem sobie trochę inny cel...POLSKAAA!! Biało-czerwooonii!!...szukałem książek po polsku lub polskich autorów przetłumaczonych na angielski. Niestety godzinny wysiłek, zakończyłem dość umiarkowanym sukcesem: jedna na dwa miliony. Do domu wróciłem z Orwellem i Herbertem (tym od Diuny, nie Zbigniewem)...obydwie pozycje po angielsku, niestety. Może za rok będę miał więcej szczęścia... kilka fotek  tu cdn...