Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2012

Meanwhile in Belfast...

Obraz
Murale - Ten (unionistyczny)  zdobi dom na konću mojej ulicy. Historia Belfastu pokazuje, że nie tylko fabuła Incepcji  czy fenomen popularności Natalii Siwiec mogą być trudne do zrozumienia. Warszawa została całkowicie zburzona w czasie II wojny światowej, Brisbane jest regularnie nawiedzane przez klęski żywiołowe (patrz poprzedni post ) a Barcelona i Nowy Jork mają swoje piosenki, jednak żadne z tych miast nie może "poszczycić" się trzydziestoletnią wojną domową, w której stronami byliby zwaśnieni mieszkańcy miasta. The Troubles  ("Kłopoty") , bo o nich mowa, trwały w Belfaście i całej Irlandii Północnej od 1969 do 1998r. i pochłonęły 3,526 żyć. Trudno w skrócie opisać genezę tego konfliktu, gdyż jest on tylko jednym małym epizodem w odwiecznym zdaje się sporze między Irlandczykami (zwanymi również: katolikami, autochtonami, republikanami, nacjonalistami) a Imperium Brytyjskim (protestantami, najeźdzcami, unionistami). O codzienności życia w Belfaście w czas

Plagi australijskie - historia z obrazkami

Obraz
Jeżeli za stereotyp uznamy pewną konstrukcję myślową pozwalającą ludziom porządkować - często w sposób uproszczony i krzywdzący - świat, to stereotypowa Polska jest krajem wiecznie skutym lodem, gdzie po drogach poruszają się wyłącznie niedźwiedzie i renifery, a elektryczność jest pewnym novum, z którym żłopiący hektolitry wódy, skorzy do bijatyk Polacy nie za bardzo wiedzą co robić...przynajmniej taki obraz wyłania się po rozmowach z ludźmi w UK. Ten krótki przykład, to jeden z setek tysięcy stereotypów, które istniały i istnieć będą tak długo jak istnieć będziemy my - ich nadawcy i/lub ich adresaci.  W  Preambule  napisałem jak to wybieram się do Oz z garścią stereotypów w głowie. Oto ich reprezentacja graficzna: Jednym słowem moja stereotypowa Australia to wyspa-pułapka śmierci.  węże, smoki i krakeny Każde zwierzę w Australii ma wystarczająco dużo jadu w sobie, żeby zabić stu ludzi naraz lub jednego człowieka stukrotnie. Czy t

Załoga kapitana Cooka, lumpenoproletariat i dobry riesling

Obraz
The Teaching of Christ (in Poznań) Zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia spędziliśmy z Christine w Polsce. Gloria, gloria in excelsis deo i po świętach znając bezlitosny cennik Ryj anair, zaplanowaliśmy powrót dopiero po gorączce cenowej, czyli w połowie stycznia. W tak zwanym międzyczasie, zupełnym przypadkiem, okazało się że w szkole Julki (bratanicy) na lekcjach omawiana jest właśnie kraina kangurów i emu. Cóż mogłoby być lepszego - pomyślała cała rodzina symultanicznie - od dowiedzenia się kilku rzeczy o Australii od osoby tam urodzonej? W tym momencie wzrok wszystkich skierował się na Christine,w głowach  powstawały  już zarysy planu zutylizowania tubylczyni, a po krótkich negocjacjach  inicjatywa zyskała akceptację samej...niezorientowanej w dyskusji jej dotyczącej, Christine. Inspiracje aborygeńskie po polsku, czyli kartonowe bumerangi Nie czas i miejsce tu na opis całego przedsięwzięcia, nadmienić jedynie warto, że dzieci okazały się dogłębnie zaznajomione z wsz