Szafa grająca

Szafa grająca, czyli co w muzycznej trawie piszczy. Wszytko co lubię, czego nie trawię i co zwróciło moją uwagę w świecie muzyki mniej lub bardziej rozrywkowej. Mało słów, dużo muzyki...

Disclaimer: I am not making any profit off this site and I do not own the music videos and songs used. They belong to the artists credited below and their music-producing companies. No copyright infringement is intended.


Teraz Australia!


Czas przyjrzeć się bliżej australijskiej scenie muzycznej, którą systematycznie próbuję poznawać przez ostatnie kilka tygodni i  muszę przyznać, że im głębiej  zaczynam kopać tym większe diamenty napotykam...


1. Flume - Sleepless (feat. Jezzabell Doran) - Flume zaczął przygodę z muzyką pacholęciem jeszcze będąc, od darmowej płyty z programem do robienia loopów, załączonej do płatków śniadaniowych. Dziś, jako trochę większy chłopiec, tworzy takie perełki jak ta...

                     


2. Grinspoon - Passerby. Weterani australijskiego rocka. Zespół założony w 1995 na fali popularności grunge, szybko jednak zmienił stylistykę wpadając w orbitę bardziej komercyjnego rocka. Oczywiście można im zarzucić, że grają muzykę z głównego nurtu, ale każdy artysta który potrafi skomponować taki muzyczny redbull jak Passerby zasługuje na uznanie...

                      

3. Flight Facilities - Clair De Lune (featChristine Hoberg). Duet dj'ski, o którym w zasadzie nic nie wiadomo. Mówią, że pochodzą z Trynidadu i Tobago ale mieszkają w Sydney. Zaczęli od miksowania innych artystów aż wypracowali swój własny styl, mieszankę bardzo kojącego electro i onirycznych wokali. Całkiem, całkiem...


       



4. Parkway Drive - Karma. Tych panów lubię i cenię od dawna, do tego ostatnio odwiedziłem ich rodzinne miasto Byron Bay gdzie chłopcy są obiektami kultu. Karma to piosenka z ich poprzedniego, i jak dla mnie, najlepszego albumu pt. Deep Blue. Teledysk jest wizualizacją nierozłącznie kojarzonych z Australią motywów literackich jak: plaża, słońce, surfing i tzw. air guitaring...


       


Krótka wycieczka do Włoch...


Jakiś czas temu wywiązała się dyskusja przy piwie na temat gustów muzycznych rodziców, kogo lubili i słuchali na swoich gramofonach, Grundigach i radiach Safari. Pierwsza myśl, kaseta Drupiego w szufladzie a potem Al Bano i Romina Power i Ci Sara wałkowane w kążdą niedzielę w Koncercie Życzeń z obowiązkowym truchtem mamy z kuchni do pokoju, żeby wysłuchać hitu, podśpiewując jednocześnie pod nosem.


                      



...I zacząłem się zastanwiać, czy Włochy mają jeszcze cokolwiek do zaoferowania fanom dobrej muzyki takim jak ja (hihi)?

Zacznijmy od mojego ulubionego ostatnio twórcy muzyki filmowej Ludovico Einaudi. Wszyscy chyba widzieli Nietykalnych, francuski film o niecodziennej przyjaźni sparaliżowanego bogacza z jego dość przypadkowym opiekunem z getta. Te wszystkie powściągliwe, minimalistyczne  dźwięki fortepianu w tle każdej wzruszającej sceny to zasługa właśnie Eunadiego, który oprócz Nietykalnych skomponował też ścieżki dźwiękowe do This is England (To właśnie Anglia), Black Swan (Czarny Łabędź) czy J Edgar. Tu jego najlepszy chyba utwór Primavera.

 


No ale nie samym fortepianem człowiek żyje i czasami, dla samej równowagi trzeba posłuchać czegoś z przytupem, no a cóż mogłoby być lepszego na przyspieszenie akcji serca jak nie metalcore (jaka tam kawa?). Tasters to kapela z Livorno, która ostatnio podpisała kontrakt z Nuclear Blast Europe i wydała debiutancki album Reckless Till The End - za dużo tam melodyjnych chórków i syntezatorów, ale są też rzeczy godne uwagi jak ten oto kawałek...



A na sam koniec Maurizio Pisciottu znany bardziej pod pseudonimem Salmo, raper z Sardynii poruszający się stylistycznie gdzies na obrzeżach grime'u dubstep'u i hardkoru (pewnie jest hardkorem?) W tym kawałku "na ficzeringach" cała jego załoga Machete Crew, z najlepszym nawijaczem Gemitaiz, który z powodzeniem mógłby startować w zawodach na najszybszego rapera świata.




A jakie są Wasze włoskie inspiracje?

Djent


Popełniłem już kilka wpisów o muzyce, ale żaden z nich nie dotyczył ciężkiego grania, czyli najbliższego mojemu sercu gatunkowi muzycznemu i chociaż większość z was nie przebrnie przez pierwsze 5 sekund każdego utworu to należyty honor i uwagę trza oddać i tak...
Djent to najmłodsze dziecko metalu, mimo że jego prekursorzy grają nieprzerwanie od blisko dwudziestu lat. Szwedzki zespół Meshuggah, bo o nich mowa, wprowadzili nową jakość grania dzięki zaadoptowaniu jazzowej polirytmii i synkopy, stosowaniu skomplikowanych struktur kompozycyjnych i silnie przesterowanych, głównie 8-strunowych gitar. Sama nazwa djent, również ukłuta przez Meshuggah, to onomatopeja - ma naśladować dźwięk wydany po uderzeniu najniższej struny przy jednoczesnym tłumieniu jej dłonią...bla, bla, bla, bla...czas na słuchanie:

1. Meshuggah - Bleed. Od kogóż innego mógłbym zacząć, jeśli nie od miszczuff gatunku. Jest tu wszystko co charakterystyczne dla gatunku, synkopowy, zmienny rytm, ciężkie riffy i ten groove...ciekawostka Tomas Haake, perkusista zespołu upodobał sobie polskie stopy perkusyjne Czarcie Kopyto, robione na jego specjalne zamówienie. Teraz Polska! 



2. Volumes - Wormholes. 6 chłopców z Los Angeles, dopiero co podpisali kontrakt z labelem mediaskare i wydali jedną EP-kę The Concept of Dreaming ale widać, że talentu i umiejętności im nie brakuje. 



3. Monuments - Degenerate...a few djentelmen from London Town, powstali jako projekt uboczny, by szybko przeistoczyć się w pełnowartościowy zespół. Jak narazie są moim ulubionym przedstawicielem djentu...zaraz po Meshuggah ma się rozumieć.





4. Vildhjarta - Dagger. Krajanie Meshuggah, przez długi czas istnieli tylko i wyłącznie dzięki internetowi, w zeszłym roku podpisali umowę z Century Media i nagrali jak dla mnie debiut roku, album måsstaden 
. Ciężki i surrealistyczny jak sam Salvador Dali.




Belfast muzycznie

Postanowiłem dodać wpis, który będzie korespondował w jakiś sposób z moim ostatnim postem "Meanwhile in Belfast", pora więc na zestawienie kilku muzycznych przedsięwzięć w taki czy inny sposób z Belfastem związanych. Do dzieła!

1. Duke Special - Freewheel. Swój chłopak, urodził się i całe życie spędził w Belfaście. Wygląda jak dziecko Robert'a Smith'a z The Cure i Jonathana Davisa z Korn, pisze romantyczne piosenki na pianino i smyczki, nawet w jego śpiewie można wyłapać silny akcent z Belfastu.

                         

2. David Holmes - DJ, kompozytor muzyki filmowej i właściciel kilku klubów w Belfaście. Jest twórcą ścieżek dźwiękowych do takich filmów jak: Pi, Ocean's Eleven, Twelve, Thirteen, czy ostatnio Hunger The Haywire. Tutaj jego mix piosenki projektu Flykiller, którego wokalistką jest Polka Pati Yang.

                           

3. Van Morrison - Brown Eyed Girl. Największa gwiazda Belfastu. Twórca wielu hitów ze złotej ery rock'n'roll'a, uważany - obok Elvisa , Chuck'a Berry'ego i Jerry Lee Lewis'a - za ikonę tej muzyki. tu w największym swoim przeboju...

Van Morrison - Brown Eyed Girl by tolbooy

4. Nauka o Gównie - Belfast. Coś z naszego podwórka, chłopaki z Nowego Tomyśla wrażliwi na nieszczęścia ludzkie popełnili ten kawałek, zdaje się w 1995r. Przaśne to, ale szczere.

                           

Polski rap dojrzał...


...jakieś 2-3 lata temu rap w Polsce osiągnął wiek dojrzałości. Stało się tak naturalną koleją rzeczy, pionierom polskiej sceny już dawno stuknęła '30', więc i spektrum tematów rozbudowało się o doświadczenia ludzi dojrzałych, a nieśmiertelna triada tematów "hajs-dziwki-dzielnia" przestał  już być jedyną inspiracją. Rap okrzepł, stał się refleksyjny, a nawet poetycki. Innym dowodem na to może być  warstwa muzyczna, która reprezentuje już poziom światowy. Wielowarstwowość bitów, inspiracje jazzem, funkiem, dubstepem, cytaty z klasyków starej szkoły rapu, wszystko to wskazuje na koniec ery takich lirycznych perełek jak "Dupę czuję już pod ręką/masz ją bardzo piękną" (Borixon feat. Onar "Kręć dupą") czy "Tak Skutecznie działa tylko nalewa/ujebała mnie w chuja duża, biała mewa" (Nagły Atak Spawacza "Alkohole"). Oto małe zestawienie najlepszych z najlepszych:

1. Grubson feat. Emilia - Naprawimy to. Bardzo melancholijny wstęp, pozytywny przekaz i niebanalny flow Grubsona...no i jak jeden z komentów na tubie mówi "Hymn techników neostrady". 5+
           
          

2. Łona - Nocny Ekspres. To ewenement na polskiej scenie, Czesław Miłosz polskiego rapu, wnikliwy obserwator i komentator życia a do tego mistrz słowa. Ten kawałek to esencja możliwości jego talentu.

           


3. VNM - Widzę ich. Przyznam, bit mi nie pasi w tym kawałku, ale lubię konwencję storytelling'u i wyobraźnię w rysowaniu zdarzeń jaką się popisał autor. 

           

4. Sokół & Marysia Starosta - Myśl Pozytywnie. Okej poezja to to nie jest, ale nagromadzenie sarkastycznego humoru w kawałku jest wprost nieprzyzwoite, no i temat: raper na kozetce u psychoterapeuty, analizujący swój stan emocjonalny...do tego Deszczu Strugi prezentujący swoje skillsy. Dobre, bardzo dobre...

            

5. Pablopavo & Praczas - Głodne kawałki. Pablopavo, czyli podpora Vavamuffin i Praczas znany głównie z Village Kollektiv, w którym nowoczesną elektronikę (d'n'b, dubstep) mieszał z muzyką folkową. A sam kawałek, co tu dużo gadać, cholernie dołujący utwór, gdzie przejmujący i refleksyjny wokal dopełniony jest mrocznym dubstepowym podkładem. Rewelacja! 
                               
                                   

Oczywiście przykłady można by jeszcze mnożyć, warte wspomnienia są dokonania Hadesa i DJ Kebsa (funkowo-jazzowe podkłady), Donatana (jego mix słowiańskiego folku i hip-hopu na "Równonocy" - Damek dzięki za linka), czy romanse Pezeta z dubstepem i urban music, ale myślę że teza ze wstępu została udowodniona. Polski rap wydoroślał i poszerzył znacząco swoje horyzonty, a jeśli ktoś ma inne zdanie to chętnie podyskutuję....



Chłopcy z gitarami mają rwanie




"Całość to więcej niż suma jej składników", powiedział Arystoteles, najprawdopodobniej myśląc o sytuacji tu opisywanej. Postaw brzydkiego - acz muzycznie utalentowanego -chłopca i daj mu do ręki gitarę, a z alchemii tego związku powstanie bożyszcze oraz tłum piszczących, wiernych i gotowych na wszystko fanek. Oto koronne przykłady:

1. Ed Sheeran - The A Team. Rudy przykurcz ale kiedy śpiewa zmienia się w cynobrowego Adonisa. Jego album "+" był najszybciej sprzedającym się debiutem w UK w 2011. 



       



2. Newton Faulkner - Teardrop (Massive Attack cover). kolejny rudzielec, tym razem z mopem na głowie...ale i przejmującym głosem. Laski szczają...


         


3. John Butler Trio - Ocean. Coś z australijskiego podwórka. Kolejny mopiarz w zestawieniu, tym razem z finezyjnie przyciętymi paznokciami i zapędami multinstrumentalistycznymi. Jedną szczająca za nim laskę mam w domu. Ocean to prawdopodobnie najlepsza  kompozycja na gitarę akustyczną na świecie.

               


4. RM Hubbert - For Joe. Spasiony Szkot, chodzący przykład zamiłowania tego narodu do takeaway'ów i wszsytkiego co smażone w głębokim oleju (łącznie z batonami Mars i całymi hamburgerami - widziałem na własne oczy), gdy tylko zaczyna grać na swojej gitarze klasycznej z porów jego skóry zaczyna się sączyć woń liryki, łagodności i melancholii wabiąc tłumy powabnych fanek.


5. Michael Kiwanuka - I'm Getting Ready. Jego rodzice uciekli przed tyranią Idi Amina i z Ugandy trafili do Londynu, gdzie Michael wyrósł na utalentowanego gitarzystę i piosenkarza o bardzo łagodnym i lirycznym głosie. Wielka kariera ciągle przed nim...


Michael Kiwanuka by CherrytreeRecords






Zaklinanie lata/survival                                          





Jeśli Eskimosi mają ileśtam określeń na śnieg, to Irlandczycy powinni mieć dwa razy więcej na deszcz. Przez ostatni, zimny miesiąc (15 stopni!!) tylko pada, leje, siąpi i dżdży, i kiedy twoja praca polega głównie na byciu wystawionym na tak monotonne warunki atmosferyczne przez 12 dłuugich godzin dziennie, to jedynym sposobem na przetrwanie tego koszmaru jest przywoływanie wspomnień  jakie Ci zostały po zeszłorocznych wakacjach nad morzem. Tak więc czynię...dwanaście dłuuugich godzin dziennie wspominam zapach skóry rozgrzanej na słońcu czy uczucie plażowego rozleniewienia. W ewokowaniu tych rajskich scen pomaga mi oczywiście muzyka, którą umieściłem na playliście 'zaklinanie lata', i którą tu prezentuję. Miłego sluchania!! 

1. RJD2 - 1976. Nie ma bardziej 'letniego' kawałka niż ten. Jeszcze lepiej brzmi on jako ścieżka dźwiękowa w infomercial GoPro HD (mam nadzieję, że nie będę posądzony o nachalny product placement).


                   


2. Varano - Dead End Street (Trentemoller Remix). Kolejna odsłona artysty spod znaku Nordic Lounge. Chill i out...



Dead End Street (Trentemøller Remix) by varano

3. Caspa - Cockney Violin. Cisza i spokój. 


Cockney Violin by Caspaofficial

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Plagi australijskie - update

Brudne giry

National Archaeology Week, Toowong Cemetery.