Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2012

(prawie) polskie święta...

Obraz
Nasi!! Gorączka przedświątecznych zakupów w Australii ma dwie zasadnicze wady...upał, który definicję "gorączki" wzbogaca o zupełnie nowy wymiar oraz brak produktów uważanych w Polsce za niezbędne do przygotowania świątecznej kolacji...co mnie obchodzi, że nikt tu nie je kapusty kiszonej albo ogórków, albo że to nie jest sezon na selera....ma być!! Po trzech dniach bezowocnych poszukiwań postanowiłem zapytać wujka googla o polski sklep w Brisbane. Dowiedziałem się, że sklepu nie ma ale jest za to klub polonijny, w którym 21 grudnia odbędzie się "christmas market", spisałem adres i przygotowałem siatki...  kolejka po pierogi O skansenowości klubu pisała już wcześniej aussiedownunder na swoim  blogu  ja tylko dla dopełnienia obrazu dodam jedno zdjęcie z kolejką po pierogi, które zrobiłem stojąc w kolejce po kiełbasę...dostępne były też kolejki po pączki, rolady makowe, chleb i bombki...na szczęście wszyscy dookoła byli w dobrych humorach i 1,5h stania minęł

Very Wesołych Weihnachten!

Obraz
Wśróóóód nooocnej siiileeence...z okazji zbliżających się Świąt chciałbym życzyć wszystkim (czterem) czytelnikom bloga wielu chwil, o których Rysiu Riedel śpiewał, że są piękne, wielu bądź niewielu prezentów, za to podarowanych z miłością w oczach, radości wspólnego delektowania się smakiem karpia wymieszanego w buzi z kutią, barszczem i winem oraz wielu spontanicznych objawień przypominających nam, że jesteśmy we właściwym miejscu z właściwymi ludźmi...                                                                                                                                           życzę Wam ja! PS jeśli komuś brak inspiracji na ścieżkę dźwiękową do ostatnich przygotowań i pierwszych degustacji to polecam  ten  zestaw.

O znajdywaniu węża i to nie w kieszeni (Dziin 2)

Obraz
Niewinna wyprawa do szopy po karton z bombkami, kątem oka przyuważyłem jakieś poruszenie na poddaszu, myśląc że to pajęczyna na wietrze oddałem się atmosferze rozentuzjazmowania świątecznymi przygotowaniami. Chwila nieuwagi i proszę...wychynęła z czeluści gargantuiczna pokraka...haha, tak naprawdę to całkiem ładny wąż. Cofnęliśmy się z Christine na bezpieczne pozycje i pobiegliśmy po aparat. Pierwsze spotkanie z australijskim reprezentantem gadów zaliczone. Napotkany źwierz  to podobno Coastal carpet python/ pyton dywanowy...niejadowity i bardzo powolny (uff, całe szczęście) oraz podobno całkiem pożyteczny bo eliminuje szczury i inne szkodniki.         Całe wydarzenie dostaje taga rzeczy dziwnych innych i niespotykanych, bo kto by pomyślał, że pewnego upalnego, przedświątecznego dnia, szukając bombek znajdę pytona...

Veni, Vidi, Vici: Lone Pine Koala Sanctuary

Obraz
Kolejny upalny dzień w Brisbane. Basen zaliczony, przebieżka z psem też, zimne piwo wypite a arbuz pożarty na raz. Entertain me! krzyknąłem do towarzyszki życia, piwo pobudziło moje libido i liczyłem na ciekawą propozycję. Let's go to the zoo. Odpowiedziała towarzyszka niewinnie, zupełnie ignorując moje dwuznaczne mrugnięcia. Co było robić,  wdziałem klapeczki i poszliśmy oglądać futrzaki...                  Zoo nazywa się Lone Pine Koala Sanctuary, więc jest jakby bardziej nobliwą wersją zoo, w którym misie Koala są główną atrakcją i cieszą się królewskimi przywilejami. Kilka przestronnych zagród przeznaczonych jest na różne grupy wiekowe, mamy seniorów Koala w jednej, matki z małymi w drugiej i samców-kawalerów w trzeciej. Misie są tak oswojone i łagodne, że dają się głaskać i ufnie podchodzą do ludzi. Jedną z pierwszych moich obserwacji było to że Koala mają puszyste futra, które trącą moczem, szczególnie u samców, u których gruczoły zapachowe znajdują się na środku kla