Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2012

Co tera??? (Dziin 1)

Obraz
Festiwal rzeczy dziwnych innych i nieznanych (w skrócie Dziin) czas zacząć. Dzisiejszy Dziin to  Chocolate pudding fruit.  Nazwa owocu (w zasadzie tak jak wszystkie nazwy w Australii, o czym innym razem) wyjaśnia wszystko -  chocolate pudding fruit  wygląda i smakuje jak pudding/mus czekoladowy, i mimo że to dosyć odważne twierdzenie, bo trudno wyobrazić sobie owoc, który smakuje jak czekolada, to muszę mu przyznać rację. Ale po kolei. Chocolate pudding fruit , po polsku czarna hurma (brzmi trochę jak choroba...) to owoc drzewa występującego w Meksyku, ale z racji podobnego klimatu rosnącego też w ogrodach Brisbane. Czarna hurma należy do rodzaju Diospyros,  którego najbardziej znanym przedstawicielem jest persymona ( Diospyros kaki).  Nazwa rodzaju drzew ( Diospyros)  zaczerpnięta jest z języka greckiego i znaczy tyle co "boski ogień". Okazuje się bowiem, że jedna z odmian hurmy była znana starożytnym Grekom i całkiem możliwe, że lotus wspominany w Odysei ("Skoro je

Początki...

Obraz
Rozpakowywanie. ... to zmęczenie, ale takie które nie pozwala Ci zasnąć, jak po filiżance mocnej kawy w środku nocy. dotarliśmy do Brisbane o 3 nad ranem, wykończeni i...w ogóle nie śpiący bo dla naszych organizmów zaczęło się właśnie popołudnie.  Powitanie rodziców Christine jakkolwiek gorące i sympatyczne na początku, szybko zrobiło się senne i ociężałe, głównie za sprawą zjedzonego placka, wypitej gorącej herbaty i świadomości, że wszyscy muszą wstać za kilka godzin do pracy...wszyscy oprócz nas się rozumie, dla nas właśnie rozpoczęły się prawdopodobnie najdłuższe wakacje w życiu. Jeszcze przed wyjazdem ustaliłem, że mój dekalog od dnia przyjazdu do Australii aż do Świąt będzie brzmiał "Nie rób" (x10 się rozumie, żeby spełnić wymogi deka-).  Niestety dobrych intencji wystarczyło do momentu, kiedy na drugi dzień po przybyciu zostaliśmy zagonieni do prac w ogrodzie przy rozrzucaniu  mulczu (ciocia Wiki wytłumaczy) i przycinaniu krzewów...W jednej minucie złamałem wsz

Ostatki...

Obraz
Ostatnie/ostatni... Ostatni dzień w pracy, ostania wizyta w Polsce, spotkanie z przyjaciółmi, kilka fotek na pamiątkę, czekolada Wedla, wizyta na cmentarzu, Ciechan miodowy, wyjście do kina, surfing w Rosnowlagh, Guinness w Errigle Inn, partia w Rummikuba, przejażdżka Johnem Fordem Escortem przed sprzedażą...takie właśnie były moje ostatnie trzy tygodnie, "czas pomiędzy" wypełniony nostalgią i melancholią za starym i dobrym z jednej strony, a ekscytacją i poddenerwowaniem zbliżającym się nieznanym i nowym z drugiej. Ostatni dzień w robocie to same miłe niespodzianki: tort bardzo-czekoladowy i masa życzeń...czasem ponurych, tych z rodzaju "żeby Cię rekiny nie pożarły...", a czasem sympatycznie defetystycznych ("jakby co to w Polsce też szukają imigrantów do pracy") Wyjazd do domu był jak zwykle za krótki, żeby odwiedzić wszystkich i za długi żeby się nie wkurwić na wszystko co polskie...no bo jak można w sklepie stać w kolejce 20 minut? Czemu na