Wiza wiz (nie mylić z vis-a-vis)


Wiza wszystkich wiz, czyli Partner Visa: Offshore Temporary and Permanent (subclasses 309 and 100) to twór biurokracji najwyższych lotów. Sam dokument to 30 stron wnikliwych pytań natury osobistej oraz dosyć górnolotna deklaracja  o respektowaniu wartości jakimi kierują się obywatele Australii, którą trzeba przeczytać, zrozumieć i podpisać. Jak się pewnie domyślacie zawiera ona mnóstwo nakazów szacunku, tolerancji i poszanowania godności. 
Jak się okazało w trakcie bolesnego procesu wypełniania, 30 stron biurokratycznego bełkotu to tylko pierwsza zdrowaśka w całej litanii niezrozumiałych druczków, kruczków i podań, bowiem dla Rządu Australii ważne okazują się również: szczere wyznanie uczuć między partnerami... różnobrzmiące i na piśmie, 6 oświadczeń przyjaciół o prawdziwości i długotrwałości naszego związku, łącznie z datami kluczowych wydarzeń jak np. data poznania, czy powzięcia decyzji o rozpoczęciu związku (pytanie o pierwszy sex już sobie darowali), zaświadczenie o niekaralności (polskie i brytyjskie), akt urodzenia, oryginał paszportu, kolekcję zdjęć z ostatnich 2 lat dokumentującą nasze wspólne życie i zaświadczenie o zdrowiu. 
Kompletowanie wszystkich tych rzeczy zajęło nam jakieś 3 miechy i wymagało od nas krępujących próśb do przyjaciół z Belfastu i okolic o spisanie deklaracji o tym gdzie nas poznali i co o nas myślą, wycieczki do Polski i obcowanie z niezmiennie ciepłymi i uczynnymi paniami w urzędach ("A znaczek skarbowy ma? No to nic nie załatwi...) oraz wycieczki do Dublina na badanie lekarskie, którego "plusem dodatnim" jest zaświadczenie, że nie jestem nosicielem wirusa HIV, nie mam gruźlicy a mój wzrost to 182 cm (w butach, bo nie było czasu zdjąć). 
Samo badanie było ciekawym przeżyciem, na własnej skórze przekonałem się jak wygląda system całkowicie sprywatyzowanej opieki zdrowotnej. Z pustej poczekalni, przemiła pielęgniarka zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie zrobiono mi rentgena klatki, potem pobrano krew i zapakowano do pojemnika z napisem Biohazard (co sprawiło, że poczułem się trochę jak dziecko z Czarnobyla). Wszystko sprawnie i szybko. 
Cena: 285 euro. 15 minut, 285 euro?!!...w tym momencie chciałem wykrzyczeć przemiłej pielęgniarce w twarz "Polskaa, Polskaa!!" i zarysować w prostych acz przekonujących słowach wyższość naszej, państwowej i darmowej służby zdrowia nad ich ohydnie prywatną, bo przecież nie wszystko musi przynosić zyski, szpitale są po to, by ratować ludzkie życie a nie nabijać kasę tłustych bankierów, chciałem nadmienić też że humanitarna wartość ludzkiej pomocy przynosi więcej korzyści niż zaksięgowany profit...niestety, przemiła pielęgniarka zajęta była rozmową przez telefon z kolejnym pacjentem...zostało mi podać jej kartę w cichej rezygnacji.

Tak czy Shaq, wiza wysłana, zostaje tylko czekać na telefon z ambasady...


cdn...

Komentarze

  1. Przecież oni wszyscy chcieli Ci pomóc! Na pewno kierowali się zasadą, że im więcej schodów pokonasz, tym mocnej zakochasz się w Terra Australis:D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Plagi australijskie - update

Kup pan cegłę...

Brudne giry