Veni, Vidi, Vici: Fraser Island

Święta, święta i po żarciu. Rozleniwienie i sybarytyzm postanowiliśmy wykurować wyjazdem w najdzikszą z możliwych dziczy, w serce dżungli, w jądro ciemności...ale takie, żeby nie było daleko od domu i sklepów...i żeby zasięg był. Padło na największą piaszczystą wyspę na świecie, którą Australijczycy znani ze swego rozpasanego rozpoetyzowania przez jakiś czas nazywali Great Sandy Island. Dziś wyspa jest znana jako Fraser Island i ze względu na swoją unikatowość (bardzo dużo piasku w jednym miejscu) została umieszczona na liście światowego dziedzictwa UNESCO. 

W opowiadaniach krewnych-i-znajomych wyspa jawiła się jako dzicz kompletna, w której trudno spotkać człowieka, śpi się na plaży, a za potrzebą idzie się w chaszcze z papierem w jednej ręcę a łopatą w drugiej...no i trzeba uważać na wszechobecne psy dingo i rekiny...będzie dym, pomyślałem. Czas spotkać się z matką naturą!
Jakież było moje zdziwienie kiedy po dotarciu na wyspę, okazało się, że trwa właśnie oblężenie, wielki najazd jeepów wypełnionych ludźmi, niechybnie  karmionych przez swoich krewnych-i-znajomych opowieściami o najdzikszej z możliwych dziczy, sercu dżungli, jądrze ciemności...

No cóż dziczy nie było, za to zasięg był - dwie kreski. Bliskość innych ludzi sprawiła, że  czułem się jak w Łebie na Matki Boskiej Zielnej, nawet psy dingo zaskoczone pewnie tłumami ludzi, schowały się jakoś głębiej w las...może to i dobrze, podobno dingo stają się niebywale agresywne gdy poczują jedzenie, a na kolację były steki (nie mój pomysł). Co do rekinów to i owszem widziałem jednego, świeżo złapanego i patroszonego właśnie przez bardzo zadowolonego z siebie wędkarza-amatora. Rekin był dość mały, miał może metr długości...znaczy się jego truchło, bez głowy, miało około metra długości ....hmm, zastanawiam się teraz, czy zdanie "Widziałem rekina" nie rozmija się z prawdą, bardziej odpowiednie byłoby chyba "Widziałem zwłoki małego rekina, wypatroszone i  bez głowy".Aaa, no i zapomniałem, że całe wydarzenie odbyło się w nocy. Może więc:" W warunkach ograniczonej widoczności, widziałem zwłoki małego rekina, wypatroszone i bez głowy." Ech, może następnym razem zobaczę prawdziwego żarłacza białego...

Nawet z tysiącami turystów Fraser Island jest pełna zapierających dech w piersiach widoków. Bąbelkowe Champagne Pools, lodowato zimny Eli Creek, czy krystalicznie czyste Lake McKenzie. W dwa dni udało nam się zobaczyć może 1/4 całej wyspy, a i tak do namiotów wracaliśmy tylko na noc, jest więc szansa, że jeszcze tam wrócimy...poza sezonem, w najdzikszą z możliwych dziczy... 


   


cdn...

Komentarze

  1. Też tak chcę! Słońce, plaża, woda, widoki, wakacje...

    OdpowiedzUsuń
  2. blog.osinska.pl8 stycznia 2013 17:39

    Ale ja Cię nienawidzę!!! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Plagi australijskie - update

Brudne giry

National Archaeology Week, Toowong Cemetery.