Plagi australijskie - update
Kilka dodatkowych, pikantnych przykładów obrazujących unikatowość australijskiej fauny i flory nasunęło mi się już po napisaniu posta Plagi australijskie, dziś znalazłem chwilę, żeby się nimi podzielić.
Każda rozmowa rozwija intelekt i poszerza horyzonty, nie inaczej jest z rozmowami przy kopaniu rowów, czy ściąganiu wyjątkowo śmierdzącej warstwy na w pół zbutwiałych korzeni trzciny pospolitej (łac. Phragmites australis - ha...przypadek? Nie sądzę...). W zeszły czwartek, w trakcie kolejnej serii ruchów w łopatologii zwanych przedsiębno-zasiębnymi, a przez normalnych ludzi określanych mianem "ładowanie taczki", poruszałem - wraz ze swoim interlokutorem - zagadnienia ze sfery egzystencjalnej:
Każda rozmowa rozwija intelekt i poszerza horyzonty, nie inaczej jest z rozmowami przy kopaniu rowów, czy ściąganiu wyjątkowo śmierdzącej warstwy na w pół zbutwiałych korzeni trzciny pospolitej (łac. Phragmites australis - ha...przypadek? Nie sądzę...). W zeszły czwartek, w trakcie kolejnej serii ruchów w łopatologii zwanych przedsiębno-zasiębnymi, a przez normalnych ludzi określanych mianem "ładowanie taczki", poruszałem - wraz ze swoim interlokutorem - zagadnienia ze sfery egzystencjalnej:
- A co ty tam będziesz robił w tej Australii? - zapytał ów interlokutor.
- Pewnie to samo co tu. - odpowiedziałem niejednoznacznie.
- ... bo ostatnio czytałem o ognistym tornado...wygląda jak tornado tylko w połączeniu z pożarami buszu zamienia się w kolumnę ognia niszczącą wszystko na swojej drodze - wesoło zagaił
- Aha...- wesoło zamarłem z przerażenia.
Szybki powrót do domu, prysznic, kolacja i już grzebię w necie za zdjęciami fire tornado, Australia. I rzeczywiście, coś takiego istnieje...potężny już arsenał plag australijskich, który przedstawiłem kilka tygodni temu oficjalnie rozszerzam o ten, rzadki na szczęście, fenomen natury:
No i czas wrócić do najmniej chyba przyjemnych przedstawicieli australijskiej fauny - pająków. Pamiętam pewne poruszenie opowieścią Christine (jeszcze z czasów kiedy chodziliśmy "do kina", a nie "na film") o pająku jej brata, trzymanym w terrarium. Pająk miał być tak duży, że wydawał całkiem głośne syki jak się pukało w szybkę. "Hmm?", pomyślałem. Jak duży musiał to być pająk? Coś większego od naszego krzyżaka (na pewno!) ale i mniejszego od tolkienowskiej Szeloby (mam nadzieję...). Najprawdopodobniej był to okaz ośmionoga o wdzięcznej polskiej nazwie Prządka olbrzymia czyli Golden Silk Orb-Weaver, tu pozującego do zdjęcia w trakcie przyrządzania obiadokolacji gdzieś na podwórku w Sydney:
nie-krzyżak, nie-Szeloba a Nephila pilipes |
i to na tyle drogie dzieci...dobranoc!
cdn...
Actually, it was a (slightly more obviously named) 'bird eating spider' ... http://en.wikipedia.org/wiki/Goliath_birdeater
OdpowiedzUsuńxx
widzę, że dbasz o pozytywne nastawienie przed wyjazdem;)
OdpowiedzUsuń